Po powrocie z Matsushimy, mimo że jest dość zimno, idziemy na poszukiwanie wiśni, aby zobaczyć hanami, czyli jak Japończycy piknikują pod sakurą, czyli kwitnącą wiśnią.
Jest! Znaleźliśmy mały park, parczek właściwie, w którego centrum kwitnie około 20 drzewek wiśni. Pod drzewami na niebieskich foliach biwakują Japończycy -- obowiązkowo bez butów! Ciekawe: grupy na foliach są właściwie jednopłciowe. Jedynym wyjątkiem są zakochane pary, ale nie jest ich wiele.
Hałas jest olbrzymi. Mimo, że wszyscy coś jedzą i piją, usta im się nie zamykają. Wokół, na obrzeżach są stragany, na których można kupić sobie zupę miso, kulki z ośmiornicami i wiele innych regionalnych potraw. Próbuję kulki z ośmiornicą. Właściwie nie ma smaku, gumowate, dość twarde.
Wracamy następnego dnia zobaczyć drzewka w świetle słońca. Widać, że niektórzy spali przez całą noc w parku. Szkoda, że wczoraj nie było takiej pogody....
Samo Sendai to małe miasto, okropnie brzydkie. Wygląda, jakby zostało zaprojektowane po dużej dozie sake. Chociaż w tym przypadku ciężko mówić o projekcie... po prostu jak ktoś miał ochotę, to sobie budował.... Efekt nieciekawy.