To był nasz pierwszy lot za ocean po 9/11, obawialiśmy się więc strasznych szykan przy wejściu na pokład. Okazało się, że nie. Kolejki były spore, jedyną różnicą było to, że każdy był "obmacywany" elektronicznym detektorem. Jeśli ktoś miał buty na grubych podeszwach, to buty były prześwietlane wraz z bagażem. Wszystko odbyło się sprawnie.